Advertisement
Wielki mały problem
Szanse przetrwania jerzyków w polskich miastach na przykładzie Poznania

Jerzyki w Poznaniu były „od zawsze” i to w bardzo dużej ilości. Sprzyjało im i stare XIX-wieczne budownictwo, i nowe, to z wielkiej płyty.

Image
Fot. 1. Jerzyk w locie (fot. Jiri Bahdal)


Image
Fot. 2. Blok nieocieplony, jerzyk wylatuje ze swojego gniazda (fot. dr T. Mizera).

Jerzyk jest ptakiem, który nie buduje gniazd, lecz osiedla się w każdej, wystarczająco dużej i bezpiecznej szczelinie. Jego siedlisko musi znajdować się dostatecznie wysoko, mieć niewielki otwór wlotowy, dostatecznie dużo miejsca na gniazdo z młodymi i być odpowiednio zorientowane – zwykle od strony wschodniej lub północnej. I jeszcze mieć wielu sąsiadów – jerzyków. To są podstawowe i dotychczas dobrze rozpoznane warunki, jakie musi spełniać potencjalne siedlisko jerzyka. Można by powiedzieć, że te wymagania nie są zbyt wygórowane i nie powinno w miastach zabraknąć jerzyków.

Tak było jeszcze kilka lat temu. Potem przyszła termomodernizacja budynków – przede wszystkim tych z wielkiej płyty i – nie waham się powiedzieć – nastąpiło systematyczne wyniszczanie tych wspaniałych ptaków.

Jerzyk jest niewielkim ptakiem z gatunku jerzykowatych (Apus apus), najbliżej spokrewniony z kolibrem (fot. 1). Rozpiętość skrzydeł około 40 cm, długość około 18 cm, masa 35 do 58 g, ciemnobrązowy, prawie czarny. Lata bardzo szybko, od 40 do 100 km/h, a na dłuższych przelotach nawet 160 km/h. Całe życie (oprócz wysiadywania jaj i karmienia młodych) spędza w powietrzu – żywi się owadami, w powietrzu zbiera materiał do wyścielenia „gniazda”, kopuluje, a nawet śpi. Gniazd nie buduje, lecz wykorzystuje znalezione szczeliny i otwory, do których zawsze wraca. Ze względu na specyficzny układ palców (wszystkie cztery „do przodu”) jerzyk nie może chodzić, natomiast doskonale przyczepia się do pionowych powierzchni. Przylatuje do nas w pierwszych dniach maja; kiedyś przylatywał wcześniej – w kwietniu „na świętego Jerzego” – stąd jego nazwa „jerzyk”. Odlatuje już w pierwszych dniach sierpnia – najpóźniej 15. Każdego dnia przelatuje co najmniej tysiąc kilometrów i zjada przy tym ogromne ilości komarów, much i meszek. Wędruje do nas aż z Afryki Południowej lub Madagaskaru i wraca zawsze do tego samego miejsca.


Jak z tego krótkiego opisu wynika, jest to ptak zupełnie wyjątkowy, nic dziwnego, że jest objęty całkowitą ochroną. Jerzyki osiedlają się wyłącznie w miastach, gdzie znajdują swoje pożywienie, którym są owady, a tępiąc je, czynią to w najbardziej ekologiczny i ekonomiczny sposób. Tak do niedawna było na wszystkich poznańskich osiedlach. Pragnę jeszcze raz podkreślić, że nie ma lepszego, tańszego i bezpieczniejszego sposobu na ograniczenie w mieście ilości dokuczliwych owadów jak korzystanie z bezpłatnych „usług” jerzyków. I choćby dlatego jerzyków musi być w miastach naprawdę dużo.

Jerzyki, nawet w wielkiej liczbie, nie są uciążliwymi sąsiadami dla ludzi. Całe życie spędzają w powietrzu, prawie wcale nie brudzą elewacji – jedyny ślad na ścianie po jerzyku to ciemny „półksiężyc” pod otworem wlotowym. Nie wymagają zimą dokarmiania, bo odlatują już między 5 a 20 sierpnia (fot. 2). A pokaz ich zbiorowej akrobacji powietrznej na pewno zachwyci każdego.

Obecnie największym wrogiem jerzyków są ludzie – ci, którzy nie przestrzegają obowiązującego prawa.
Jerzyki są gatunkiem ściśle chronionym, a zatem chroniony jest dorosły ptak, jego pisklę i jego gniazdo, czyli siedlisko. I to w całym, a przecież tak krótkim okresie swego pobytu u nas w Polsce. To tylko około 100 dni.

A jak przedstawia się prawny status tego niezwykłego ptaka? Jerzyk objęty jest ścisłą ochroną gatunkową na mocy Ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody (Dz. U. nr 92, poz. 880, z późn. zm.) oraz Rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 28 września 2004 r. w sprawie gatunków dziko występujących zwierząt (Dz. U. nr 220, poz. 2237), które wprowadziło m.in. następujące zakazy:
– zabijania, okaleczania,
– niszczenia ich jaj, postaci młodocianych i form rozwojowych,
– niszczenia ich siedlisk i ostoi,
– niszczenia ich gniazd i innych schronień,
– wybierania, posiadania i przechowywania ich jaj,
– umyślnego płoszenia i niepokojenia.

Zgodnie z interpretacją Ministerstwa Środowiska, wydaną w związku z zapytaniami organizacji ekologicznych, zakaz niszczenia siedlisk gatunków zwierząt podlegających ochronie prawnej jednoznacznie dotyczy również jerzyków gnieżdżących się w budynkach, a w szczególności w stropodachach, które uznane zostały za podstawowe siedliska jerzyków.

Podstawą przytoczonej ustawy i rozporządzenia jest Prawo ochrony środowiska przyjęte w ustawie z dnia 27 kwietnia 2001 r. Prawo to obowiązuje wszystkie podmioty i każdego obywatela niezależnie od wykonywanej profesji.

Art. 6 pkt 1: „Kto podejmuje działalność mogącą negatywnie oddziaływać na środowisko, jest obowiązany do zapobiegania temu oddziaływaniu”.

Art. 6 pkt 2: „Kto podejmuje działalność, której negatywne oddziaływanie na środowisko nie jest jeszcze w pełni rozpoznane, jest obowiązany, kierując się przezornością, podjąć wszelkie możliwe środki zapobiegawcze”.

Tyle prawo i aż tyle!

Gdyby projektanci, zatwierdzający projekty, udzielający pozwoleń, wykonawcy, inspektorzy nadzoru budowlanego i inwestorzy stosowali się od początku akcji termomodernizacyjnej (2001) do obowiązującego prawa, problem ochrony siedlisk jerzyków nie zaistniałby wcale. A gdyby nawet gdzieś nastąpiłoby zniszczenie siedlisk jerzyków, to z mocy ustawy o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie (Ustawa z 13.4.2007 Dz. U. nr 75, poz. 493) szkoda zostałaby naprawiona i jerzyki miałyby dokąd wrócić.

Tak się jednak nie dzieje, bo po pierwsze: ci, co powinni, nie znają prawa, a jeżeli znają, to nie chcą się do niego stosować. Niestety, dotyczy to także Ministerstwa Infrastruktury, bo jak inaczej wytłumaczyć to, że ani ustawa o wspieraniu termomodernizacji, ani opracowane przez ministerstwo programy nauczania na studiach podyplomowych dla audytorów termomodernizacji całkowicie pomijają ochronę środowiska. Sprawa ochrony siedlisk jerzyków nie pojawia się w opracowaniach Instytutu Techniki Budowlanej, nie ma tego tematu także w podręcznikach dot. termomodernizacji budynków. A na szkolenia aplikantów na sędziów i prokuratorów przeznaczono w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury w Krakowie 5 godzin z prawa łowieckiego z 1997 roku i 1 (jedną) godzinę z prawa ochrony środowiska (bez komentarza).

W Szczecinie zniszczono wiele siedlisk jerzyków wraz z zamieszkującymi je ptakami. Od pewnego czasu toczy się proces. W Jaworznie wielokrotnie zgłaszano fakt niszczenia siedlisk jerzyków; sprawca – Spółdzielnia Mieszkaniowa – pozostaje bezkarna. W Krakowie i Wrocławiu pozamykano w zabytkowych budowlach otwory, w których od setek lat gnieździły się jerzyki.

W Poznaniu w czasie kilkunastu lat dwie duże dzielnice (Rataje i Winogrady) w wyniku ocieplania zostały pozbawione i siedlisk, i jerzyków. Można by przywołać dużo takich przykładów. A dzieje się tak mimo istnienia wielu instytucji państwowych i samorządowych: np. Główny i wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska, inspektoraty nadzoru budowlanego, miejskie wydziały ochrony środowiska, wydziały ochrony środowiska przy urzędach marszałkowskich, Komisja Ochrony Środowiska przy Ministrze Środowiska... Do tego dochodzą liczne organizacje pozarządowe.

Jeżeli podejmowane są działania instytucji odpowiedzialnych za ochronę środowiska, to ograniczają się do wydawania ulotek i broszur informujących czy edukujących, natomiast nie korzysta się zupełnie z obowiązującego prawa. Gorzej – luki i kruczki prawne wykorzystuje się do obrony tych, którzy zniszczyli i nadal niszczą siedliska jerzyków. Prokuratury i sądy, korzystając z przysługującej im niezawisłości, umarzają i oddalają każde zgłoszenie o popełnionym przestępstwie. W tej sytuacji branża budowlana może być spokojna, że żaden proces sądowy nie zakłóci systematycznego niszczenia siedlisk chronionych ptaków podczas termomodernizacji.

Jeżeli są wyjątki (Milanówek, Jaworzno – po uprzednim zniszczeniu, Bydgoszcz, Olsztyn, niektóre dzielnice Warszawy), to są to tylko wyjątki potwierdzające regułę. Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra” w Poznaniu wydaje informatory o ochronie siedlisk ptaków i nietoperzy w budynkach, informacje są regularnie zamieszczane na internetowych stronach Urzędu Miasta, na stronach Wielkopolskiej RDOŚ. Poznański Miejski Wydział Architektury od kwietnia 2010 r. wprowadził obowiązek przedstawienia dwóch druków niezbędnych do otrzymania pozwolenia na ocieplanie czy remont elewacji: stwierdzenia stanu zagrożenia (ornitolog) i zobowiązanie do pełnej rekompensaty zniszczonych siedlisk (zgoda RDOŚ). To zaczęło już działać i są ocieplone bloki, na których zamontowano np. 260 budek dla jerzyków – siedlisko zostało uratowane. Na pewno w wielu miastach jest podobnie – wydawnictwa, ulotki, strony internetowe – i praktycznie brak efektów.

Co zrobić z dzielnicami, gdzie zamknięto już wszystkie siedliska? Było w Poznaniu zgłoszenie faktu popełnienia przestępstwa przeciwko art. 181 kk do prokuratury z wnioskiem o ściganie z urzędu, ale prokuratura nie podjęła żadnych działań i umorzyła sprawę. Obecnie czynione są ponowne próby przyjęcia dla Miasta Poznania programu odtwarzania siedlisk jerzyków na Komisji Ochrony Środowiska Rady Miasta Poznania, gdyż takie działania podjęte już w roku 2009 zakończyły się niepowodzeniem.

Co można w tej sprawie jeszcze zrobić? Brak już pomysłów na efektywne i szybkie przywrócenie zniszczonych siedlisk. Koszty te w porównaniu do kosztów termomodernizacji są znikome, wiedzę na ten temat łatwo zdobyć, jeśli się tylko chce – wystarczy w internetowej wyszukiwarce wpisać jerzyki ochrona – i kilknąć. Ale jak widać i to jest dla większości podmiotów za trudne.

Są pomysły (Warszawa), by budować wieże z budkami dla jerzyków, lecz byłoby to i kosztowne, i nieefektywne, choć bardzo efektowne. Wieża pomieści może 50, może 100 gniazd, a jeden blok mający 6 klatek miał co najmniej 120 siedlisk. Przywrócenie siedlisk jest możliwe i tanie, pod warunkiem, że stropodach nie został wypełniony szkodliwym dla ptaków materiałem izolacyjnym. Istnieją (za granicą) rozwiązania także i tego problemu, trzeba tylko z nich skorzystać, choć oczywiście koszty będą wyższe. Jeśli jednak nie będzie dobrej woli wśród tych wszystkich, którzy doprowadzili do obecnego stanu, to nic nie uratuje jerzyków od zagłady, a później nas, mieszkańców miast, przed plagą much, meszek i komarów. Czy naprawdę tego chcemy?

inż. Adam Gatniejewski
 

© 2024 Grupa INFOMAX