S a m o r z ą d y d l a ś r o d o w i s k a
W tej rubryce tradycyjnie już informujemy o potrzebach miast w dziedzinie ekologii oraz o najważniejszych projektach służących ochronie środowiska. Staramy się też uzyskiwać odpowiedzi na pytania dotyczące zaawansowania proekologicznych inwestycji, ich kosztów, montażu finansowego, a także stopnia absorpcji środków unijnych.
Skuteczne zarządzanie środowiskiem, realizowane zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju, zapewne długo jeszcze będzie przedmiotem gorących dyskusji… Czekamy więc na Państwa opinie oraz propozycje kolejnych tematów.
Redakcja
Rozmowa z Marcinem Krupą, Wiceprezydentem Miasta Katowice
– Śląsk coraz częściej kojarzony jest nie tylko z „węglem i stalą”, czyli obszarem typowo przemysłowym – ale także z miejscem, gdzie wiele już zrobiono dla środowiska, gdzie jest coraz więcej zieleni i terenów przyjaznych dla jego mieszkańców. Dotyczy to również Katowic. Co – w Pana ocenie – najbardziej przyczyniło się w ostatnich latach do powstania tego nowego wizerunku miasta?
– Niewątpliwie wpływ na to miało wiele podjętych tu inwestycji proekologicznych, które podzielić należy na te pragmatyczne, związane z koniecznością dostosowania się Polski do norm unijnych w zakresie chociażby ochrony powietrza, gospodarki wodno-ściekowej czy zagospodarowania odpadów. Należy jednak pamiętać także o przedsięwzięciach służących samej naturze. Jako przykład niechaj posłuży międzynarodowy pilotażowy projekt REURIS* dotyczący Rewitalizacji Miejskich Terenów Przestrzeni Nadrzecznych, w ramach którego zrealizowano już, we współpracy z Głównym Instytutem Górnictwa w Katowicach, rekultywację rzeki Ślepiotki na jej przebiegu w dzielnicy Ochojec.
Cieszy fakt, że udało się w miarę możliwości zachować stary bieg rzeki i całego jej otoczenia oraz roślinność, która tam wcześniej występowała. Zagospodarowano więc i przywrócono środowisku kolejny zdegradowany teren. Uważam, że właśnie tędy wiedzie droga do tego, aby – po pierwsze – miasto stawało się coraz piękniejsze oraz – po drugie – aby skutecznie przeciwdziałać degradacji koryt rzecznych i walczyć z nielegalnym odprowadzaniem ścieków bytowych do rzek.
– Plany miasta na najbliższą przyszłość?
– Przede wszystkim będą to kolejne inwestycje dotyczące kanalizacji ścieków powstających w gospodarstwach domowych. Ruszyliśmy już z MASTERPLANEM, dotyczącym budowy stosownych instalacji – jednak – nastąpiły pewne, niezależne od naszej woli czy intencji „perturbacje”. Pragnę przypomnieć, że projekt ten finansowany jest ze środków zewnętrznych, także unijnych – a to wymagało całej skomplikowanej procedury konkursowej i w pewnym momencie niestety jego realizacja została zagrożona. Mamy jednak pełną świadomość, że musimy się z tym uporać. A im wcześniej to zrobimy, tym lepiej. Zarówno dla miasta, jak i przede wszystkim dla jego mieszkańców, którzy na co dzień muszą borykać się z tym problemem.
– Jaka jest skala problemu i co było bezpośrednim powodem opóźnień?
– Na całym obszarze Katowic jedynie w centrum miasta temat jest zamknięty. Jednak szczególnie w dzielnicach na obrzeżach miasta dużo jest jeszcze do zrobienia. Aby przystąpić do konkretnych działań, należy wykonać wiele prac wstępnych. Innymi słowy – uruchomienie inwestycji wiąże się z jej przygotowaniem, czyli także z uzyskaniem wszystkich niezbędnych pozwoleń na jej realizację.
I wtedy najczęściej zaczynają się kłopoty. Wytyczenie najlepszego przejścia dla położenia rur kanalizacyjnych wymaga zgody wszystkich zainteresowanych właścicieli gruntów, działek czy posesji. Wiadomo, że są to prace ziemne związane z koniecznością wykopania rowów, co musi naruszyć istniejący „stan rzeczy” w danym ogrodzie czy na podwórku. Czasami napotykamy więc na odmowę. Przy zakładaniu kanalizacji nie działa zasada tzw. wyższej konieczności pro publico bono, jak to ma miejsce na przykład przy budowie dróg i autostrad, gdzie specustawa niejako z urzędu reguluje te kwestie. W tym przypadku wszystko zależy od dobrej woli i świadomości ekologicznej... Potrzebne są więc indywidualne negocjacje, które niekiedy przeciągają się w czasie. A ten – niestety – gra na naszą niekorzyść, co boleśnie okazało się przy okazji braku możliwości wykorzystania wszystkich dostępnych na ten cel funduszy w ramach wspomnianego już MASTERPLANU.
– Kolejnym ważnym wyzwaniem dla władz samorządowych, nie tylko zresztą Katowic, jest gospodarka odpadami komunalnymi. Długo procedowana Ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach nareszcie ujrzy światło dzienne i – wszystko na to wskazuje – będzie dość rewolucyjna w swoich skutkach. Teraz bowiem to na miasto spadnie obowiązek uporania się z „górą śmieci”. Co na to Katowice?
– Niewątpliwie nowa Ustawa zmieni naszą pozycję i rolę w tym zakresie. Uważam, że skutki jej wprowadzenia będą bardzo korzystne zarówno dla środowiska, jak i dla mieszkańców. Z czym mamy do czynienia teraz? Ile gospodarstw domowych nie ma podpisanych umów na odbiór odpadów? Ile śmieci ląduje na dzikich wysypiskach? A ile jest nielegalnie spalanych w prywatnych piecach CO? Właściwie nikt dotąd nie określił precyzyjnie skali tego zjawiska. Dysponujemy jedynie danymi szacunkowymi o tzw. „szarej strefie”. Wystarczy jednak przyjrzeć się poboczom dróg czy lasom i ilości oraz asortymentowi wyrzucanych tam śmieci, aby odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Wprowadzenie jednolitych dla wszystkich mieszkańców reguł unieszkodliwiania odpadów, nawet tych nietypowych czy wielkogabarytowych za rozsądną cenę – powinno wiele zmienić na lepsze. Ważne będzie jednak opracowanie zasad rozliczania tej usługi, nazywanej już często w mediach „podatkiem śmieciowym”, choć nie jest to określenie najbardziej szczęśliwe – bo przecież będzie chodzić tu o zapłatę za konkretnie wykonaną usługę.
Koncepcji przyszłych rozliczeń jest zresztą wiele. Wzorem rozwiązań, które sprawdziły się już w innych państwach Unii Europejskiej, może to być opłata związana z ilością osób pozostających w danym gospodarstwie domowym, wielkością zajmowanego mieszkania czy posesji lub ilością zużytej tam wody.
– Nawet najlepiej dopracowany model odbioru odpadów bytowych nie rozwiąże niestety problemu ich skutecznej, nowoczesnej i bezpiecznej dla środowiska utylizacji. Nie sposób więc w tym pytaniu nie poruszyć niełatwej – jak się okazało – dla Śląska sprawy ich spalania…
– Budowa spalarni odpadów, która zaspokoiłaby potrzeby całej aglomeracji, nadal pozostaje tematem otwartym, chociaż nikt świadomy ich skali nie neguje konieczności jej możliwie szybkiego uruchomienia. Wynika to – moim zdaniem – z kilku powodów. Wymienię tylko te najważniejsze. Po pierwsze, biorąc pod uwagę wielkość środków finansowych potrzebnych na zrealizowanie takiej inwestycji oraz spodziewane zyski wynikające z jej eksploatacji (opłaty pobierane za spalane odpady i cenę sprzedaży uzyskanej w tym procesie energii), należy zadać pytanie, czy i na jakich warunkach dopuścić do tego przedsięwzięcia inwestorów prywatnych?
Po drugie, jeżeli samorządy Górnośląskiego Związku Metropolitalnego zadecydowały, że będą w tym projekcie partycypować, uzgadniając lokalizację obiektu w Rudzie Śląskiej, występując o pozwolenie środowiskowe, gromadząc pozostałą niezbędną dokumentację, wreszcie uzyskując wartą 600 mln zł dotację na ten cel – nie były w stanie porozumieć się co do zabezpieczenia pozostałej kwoty, to jest kolejnych ok. 600 mln zł tzw. wkładu własnego, to nic dziwnego, że sprawa utknęła w martwym punkcie. Cała rzecz sprowadza się więc obecnie do domówienia wielkości nakładów, jakie będą musiały wnieść poszczególne gminy oraz wyboru i kosztów stosownego projektu.
– I tak oto w naszej rozmowie doszliśmy do finansów. Wiele mówi się i pisze o dobrodziejstwach wynikających z możliwości pozyskiwania przez Polskę funduszy unijnych lub finansowaniu proekologicznych przedsięwzięć z innych zewnętrznych dla samorządów źródeł. I bardzo dobrze. Nie zawsze jednak pamiętamy o tym, że aby je pozyskać – oczywiście oprócz spełnienia szeregu warunków formalnoprawnych, dotyczących danego projektu – niezbędny jest wkład własny, wynoszący czasem nawet do 60 proc. wartości danej inwestycji. A że nie są one tanie, to i zaangażowanie budżetu gminy jest niemałe.
– Rzeczywiście, dostępnych obecnie mechanizmów finansowania inwestycji jest sporo. Udaje się więc niejednokrotnie tak zabezpieczyć finansowo dany projekt, a są to z reguły zadania długoletnie, że miasto na początku nie musi dysponować pełną kwotą potrzebną do jego realizacji, wystarczy określony wkład własny. Po pozostałość sięga się więc do zewnętrznych źródeł finansowania, np. dotacji, pożyczek czy kredytów. Ich spłata jest co prawda rozłożona w czasie, jednak należy do niej dodać obciążenia wynikające z bieżącej obsługi kredytów.
Te miasta, które stosowały politykę oszczędnościową nie angażując się zbytnio w drobne inwestycje, a skupiając swe siły na dużych i długoplanowych przedsięwzięciach, gromadząc środki na ich realizację, dziś ze względów na zamierzenia Ministerstwa Finansów są zagrożone brakiem możliwości realizacji założonych planów. A te, prowadzące politykę „drobnych kroków”, nie dokonały niczego istotnego, a poprzez stosowanie polityki konsumpcyjnej, doprowadziły do granicznego zadłużenia. Mamy więc do czynienia ze swoistym polskim paradoksem, stawiając dziś takie dwa przykładowe modele na równi, ograniczając tym samym znacząco możliwość rozwoju tym, którzy mają klarowną sytuację finansową, pozwalającą na sięganie po środki zewnętrzne. Tu powstaje pytanie, kto wobec tego będzie mógł korzystać z dostępnych mechanizmów finansowania?
– Jednak pętla zadłużenia niektórych miast drastycznie się zaciska. Być może z tego wynika pomysł ministra finansów, zmierzający do zwiększenia kontroli państwa nad budżetami samorządów. Wywołał on – powiedzmy – pewne kontrowersje wśród samych zainteresowanych…
– Trudno mi jednoznacznie wypowiedzieć się na ten temat. Dziwi jednak fakt, że również w ten sposób zamierza się łatać „dziurę budżetową”. Tym bardziej, iż zadłużenie gmin w porównaniu do całości długu publicznego jest relatywnie niewielkie. Nasze budżety stanowią przecież tylko 23 proc. budżetu państwa. A ewentualne dalsze ograniczenia na pewno nie będą sprzyjać rozwojowi samorządów, a tym samym realizacji spoczywających na nich zadań.
– A skoro o zadaniach mowa. Jak często stają Państwo przed dylematem: na co przeznaczyć dostępne środki? Oczyszczalnia ścieków czy nowa nawierzchnia ulic? Dopłaty do „ekologicznych” kotłów CO, termomodernizacja budynków czy piękne latarnie, fontanna lub plac zabaw dla dzieci? I co wtedy?
– Decyduje tylko racjonalizacja wydatków. I doprawdy trzeba solidnej gimnastyki finansowej, aby to wszystko pogodzić i rozsądnie pospinać. Potrzeb jest wiele i to bardzo zróżnicowanych. Jednak budżet miasta to zamknięta, ściśle określona pula. Wybór ile i na co wydać bywa więc niejednokrotnie ciężki i poprzedzony jest wieloma trudnymi dyskusjami, sporami, konsultacjami…
Czy ochrona środowiska jest dla nas jakimś wyjątkowym priorytetem? Odpowiem szczerze – nie zawsze. Być może – to błąd. Jednak pragnę podkreślić, że jesteśmy na ekologię szczególnie wyczuleni i otwarci. Wynika to prawdopodobnie – o czym wspomniano na początku naszej rozmowy – ze śląskich, a tym samym katowickich zaszłości i zaniedbań w tej dziedzinie. Jednak to już na szczęście przeszłość.
Dziękuje za rozmowę.
Rozmawiała Ewelina Sygulska
*O projekcie REURIS pisaliśmy obszernie w wydaniu nr 2/54/2010 Ekologii.
W momencie zamykania tego wydania „Ekologii” wiadomo już, że resort finansów zrezygnował z projektu bezpośredniego kontrolowania finansów gmin, zalecając jednak władzom samorządowym zwiększenie troski o zasadność wydatków inwestycyjnych.